czwartek, 26 września 2019
Zażółć Gęślą Jaźń
Lubił udawać, że jest jednym z nich, lecz wiedział, że nie jest. Czasem pociągiem jechali
Haitańczycy, a JB słuchem po wilczemu wyostrzonym wyławiał z ogólnego szumu miękki, śpiewny
ton języka kreolskiego i bezwiednie się na nich oglądał – na dwóch mężczyzn o twarzach okrągłych
jak twarz jego ojca, na dwie kobiety o miękkich noskach zadartych jak nos jego matki. Za każdym
razem miał nadzieję, że trafi się jakiś naturalny powód, by się do nich odezwać – mogli się przecież
pokłócić o właściwą drogę, a wtedy włączyłby się i podsunął im rozwiązanie – ale nigdy się nie trafił.
Zdarzało się, że Haitańczycy, nie przerywając rozmowy, omiatali wzrokiem ludzi na ławkach, i wtedy
JB sztywniał, gotowy do uśmiechu, lecz oni nigdy nie rozpoznawali w nim swojego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz